wtorek, 11 października 2016

*21* Objaw kłucie serca i szybkie tętno

Ten fantastyczny objaw też dane mi było poznać. Z tego co pamiętam, na początku parę dni kłuło mnie serce. Kłuło i kłuło, wiosna była, myślałam  wiosna, człowiek osłabiony po zimie i wcześniejszej słotnej jesieni, może czegoś tam brakuje w organizmie. No więc kłuło mnie dalej, aż zaczęło mnie to niepokoić. Bo parę dni to rozumiem, ale 2 tygodnie? Czasami męczyły mnie też duszności. Równolegle z tymi nerwicowymi atrakcjami przeżywałam duży stres na studiach (tzn wtedy mi się wydawał duży, bo teraz kompletnie nie rozumiem, jak mnie to mogło aż tak znerwicować?). Stres, wiosna, skłonności, problemy z dzieciństwa i przepis na aktywacje nerwicy gotowy.

Oczywiście, jak to na początku bywa również nie wiedziałam, ze to szalone serce to nerwica. Myślałam, że zastawka mi wypada, albo komora powiększyła, a może to angina serca - tak dumałam. Doktora Google jeszcze wtedy nie było. Nie wiem czy szkoda, że nie było, czy w sumie dobrze, że nie było, bo nakręciłabym się jeszcze bardziej. Zauważyłam, że jak się coś sprawdza w Googlu to pasują prawie wszystkie objawy. Zależy jakiej choroby się szuka ;)

Do tego kłucia w sercu doszło jeszcze szybkie tętno. Wieczorem zaczynała się jazda. Kłucie w sercu, jakby ktoś druta tam wkładał i dźgał a na dodatek szybkie, coraz szybsze tętno. Bum- bum-bum - jak po biegu na 100 metrów. Czy chodziłam, czy siedziałam albo się kładłam pikawa chciała mi wyskoczyć. Im szybciej biło, tym bardziej panikowałam i tętno wariowało już zupełnie.
Doszło do tego, że co parę minut liczyłam uderzenia tętna na nadgarstku z zegarkiem i ze stoperem na biurku. I liczyłam i liczyłam... . Wkręciłam sobie ponadto, że moje samopoczucie jest złe, to na pewno wina ciśnienia atmosferycznego i jeśli jest ono wysokie, to czuję się dobrze, a jak niskie, to ja się źle czuję i mam sercowe atrakcje. Wienc koczowałam przed telewizorem oglądając jak leci prognozę pogody na TVP, Polsacie czy TVNie. Jak na następny dzień zapowiadali gwałtowny spadek ciśnienia, to prawie mdlałam ze strachu, że jutro to już będzie kompletna tragedia.

W tamtym czasie pomagał mi sport. Bieganie, siłownia, pływanie rozładowały stresy, czułam się po nich lepiej. A wzrost tętna nie powodował u mnie paniki, bo wiedziałam, że tętno mi rośnie bo biegałam czy ćwiczyłam. Myślałam - skoro biegasz i to dosyć sporo i nic się nie dzieje, nie masz specjalnej zadyszki, nic się nie dzieje - znaczy jesteś zdrowa. A przynajmniej zdrowa fizycznie.

Co do leków to dostałam wtedy jakieś pigułki od internisty, nawet nie pamiętam co to było, a zalecenia aby iść do psychiatry czy na jakąś terapię kompletnie olałam. Bo się bałam i wstydziłam.
Młoda i głupia ;)

ps. Magnez łykałam. To pomaga, bo stres wpłukuje magnez, jakby co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz