środa, 23 sierpnia 2017

*44* Trzeba z Tym żyć, a przynajmniej przyzwyczaić się

Jakkolwiek, w ciągu tego całego czasu mojego "chorowania" na nerwicę (a żeby ją!) objawów było już mnóstwo,  pisałam o nich tu, nie powiem, było to wykańczające, jednak teraz jest znaczna poprawa.
Nie, nie stał się cud, nie wyleczyłam się całkowicie, ale wiele z objawów taj jakże uroczej przypadłości odeszło gdzieś hen hen daleko, niektóre z nich znacznie, ale to znacznie zmalały, praktycznie wcale już nie utrudniając życia. Niestety kilka zostało do dziś, kiedyś o nich napiszę, nie jest ich zbyt wiele, ale są dosyć uciążliwe i wymagają osobnej notki i skupienia. I nastawienia psychicznego, bo ich po prostu nie znoszę.

Ogólnie jestem zadowolona z mojego leczenia, terapii, jest jednak drugi biegun tej sytuacji - nie wszystkie objawy zniknęły. Kilka z nich  nadal trzyma, siedzi jak ten rzep we włosach i nie za bardzo wiem, co z nimi zrobić. To powoduje, że deczko jestem rozczarowana, bo myślałam, że po pigułkach, spotkaniach z terapeutą i pracy nad sobą, przyjdzie taki dzień, kiedy powiem, że jestem już całkowicie zdrowa. A tu nie za bardzo, a bynajmniej dzień taki nie nadszedł, co gorsza, nie wiem, czy kiedykolwiek nadejdzie. Po prostu super.

Wymyśliłam więc sobie, że może by zaakceptować fakt, że tak już może zostać do końca (i oby gorzej nie było).  Pomału dochodzi do mnie to, że może tak już zostanie i cóż, trzeba się do tego przyzwyczaić i przyjąć do wiadomości, że może tak być i to nie jest nic złego. Po prostu jednego boli ząb, inny ma nadciśnienie a jeszcze inny astmę. Niektórzy zaś dostali w pakiecie nerwicę. Czy to dobrze, czy to źle - tego nie wiem - po prostu tak jest i już.

I im prędzej się człowiek z tym pogodzi tym lepiej dla niego.
Można powiedzieć, że w jakimś procencie się już z tym oswoiłam, ale cień zawodu gdzieś tam pozostaje.
:)