wtorek, 18 lipca 2017

*43* Ja to ja, nerwica to nerwica

Przez lata życia z nerwicą doszłam do następujących wniosków: ja to ja, a nerwica to nerwica.
Niby proste i logiczne, ale nie do końca. W przeszłości było głównie tak, że stapiałam się z nią w jedność. Myślałam: okay, taki mam charakter, tak reaguję na tą i tamtą sytuację i stąd te nerwy, stąd objawy - coś w tym było, ale nie do końca.

Bo okazało się, że dużo moich zachowań, poczynań to właśnie nie byłam ja ale nerwica.
Na przykład siedzimy sobie ze znajomymi, ja siedzę smutna, koleżanki wesoło rozmawiają - ona już ma taki charakter, smutny, poważny - można by pomyśleć - a tu nie zupełnie, siedziałam bowiem smutna i poważna, bo przeżywałam akurat atak derealizacji. A jak człowiek, który właśnie przeżywa swoje oderwanie od rzeczywistości a w bonusie ma również lęk o różnym nasileniu - jak taki człowiek w danej chwili ma tryskać humorem? No nie da się za bardzo.

Oczywiście, racja, że te derealizacje z czegoś wynikały, przecież nie wzięły się pewnego dnia ot tak z powietrza, bo miały taki kaprys, ale też te objawy to nie byłam ja i to moje zachowanie w tamtej chwili, to też nie byłam ja.
Jakbym sobie miała teraz coś na to poradzić, to poradziłabym sobie abym się wówczas nie skupiała tak na tych objawach, a może by się złagodziły. Ale oczywiście , nie nie, ja musiałam mieć to pod kontrolą i absolutnie nikt nie mógł dostrzec, że coś akurat wtedy było nie tak. Bo bym się spaliła ze wstydu.
A tak to siedziałam jak chmura gradowa - a tak naprawdę to nie byłam ja tylko nerwica.

A to zupełnie różne rzeczy.
Nerwica to nerwica, a ja to ja.

Teraz nie piszę zbyt często, bo takie rozgrzebywanie, też nie jest dobre, bo człowiek skupia się ciągle na jednym, a tu trzeba sobie dać chwilkę oddechu.Ale rzecz jasna, jak jest chęć, to ulgę przynosi takie wylanie swoich myśli na papier, nawet jeśli jest to papier tylko wirtualny.