Dzisiaj o lekach. Może nie jakoś imponująco, ale trochę tego było, jedne lepsze, drugie całkiem nie podziałały. Aha, nie pamiętam dawek, więc będą tylko nazwy leków.
Pramolan - cukierek, zero jakiejkolwiek poprawy, może na kogoś to działa.
Doxepin - wyciszyłam się trochę, fakt, ale zamulacz okropny, ale wtedy myślałam, że tak ma być. Bardzo go lubi derealizacja - czytaj wcale na nią nie działa.
Hydroksyzyna - można wziąć, ale to tak doraźnie, w razie ataku paniki, na dłuższą metę się nie nadaje do leczenia.
Relanium - cudo przepisane przez internistę - jak ktoś chce mieć spokój i przespać jak kamień pół dnia, to proszę bardzo.
Xanax - siekiera jak nie wiem, ale przyznam się, że dobry, przechodzi jak ręką odjął. Ale uwaga - silnie uzależnia. Brałam go może z 10 dni i to kiedy byłam naprawdę w dole doła. I to bodajże po pół tabletki dziennie.
Venlectine - o to było fajne, bardzo mi pomogło, praktycznie wyciszyło wszystkie objawy, ale - tu też uwaga - ciężko go odstawić, miałam parę podejść zanim mi się to udało. Odstawianie trwało ładnych parę miesięcy. No i tyje się trochę, mi przybyło prawie 15kg - więc jak ktoś ma tendencje do tycia to może być problem.
Seronil - ten był dla mnie najlepszy. Nie wiem co tam sypią, ale samopoczucie bardzo dobre, brak jakiś efektów ubocznych (poza nocnymi potami i dziwnymi, kolorowymi snami jak na haju - ale to jak dla mnie żadne efekty uboczne). Na dodatek łatwo go odstawić.
Najdłużej brałam te dwa ostatnie, zwłaszcza ten ostatni, resztę - po parę miesięcy.
Jeszcze jedno - te leki tak od razu nie działają, czasem zaczynają działać dopiero po 2 tygodniach albo po miesiącu i często na początku jest jeszcze gorzej niż przed podjęciem leczenia - to jest normalne, trzeba wytrzymać ten okres a potem będzie lepiej. Jeśli jednak powiedzmy po 2 miesiącach od przyjmowania leku nadal nie jest lepiej, to może trzeba dobrać inny lek, bo tak się też zdarza i też tak miałam. Wiem, ze to jest niemiłe, ale czasem tak bywa zanim trafi się na odpowiedni środek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz