sobota, 28 stycznia 2017

*38* Kiedy to się skończy?

Jak już było źle, jak już mnie nachodziło zwątpienie i w terapię i leki (które działały, owszem ale po ich odstawieniu część objawów wracała, co nie było fajne), pytałam się siebie, czy to się kiedykolwiek skończy? Ta nerwica? Bo tak na rozum, skoro to jest "choroba emocji", to moje emocje będę miała puki żyję, więc wychodzi na to, że będę ją, tą nerwicę miała do końca życia.:(:(:( Ale miło.

Rozmawiałam wiele razy na ten temat z psychiatrą i terapeutą. Czego się dowiedziałam - że tu nie ma jednej odpowiedzi. Jednemu przejdzie wszystko po roku, inny będzie miał do końca życia. Jeden będzie miał małe objawy, drugiemu uniemożliwią one uczestnictwo w życiu, chodzenie do pracy, tworzenie związków.

To jest właśnie frustrujące, że na nerwicę nie ma konkretnej tabletki, po której całkowicie wszystko przechodzi i jest się wyleczonym. Nawet te moje leki, które brałam, jak się okazało stosuje się do leczenia depresji, bo na nerwicę póki co nie ma leku. No a skoro nerwica to "choroba emocji" to magicznej pigułki nigdy nie będzie, bo tu chodzi o emocje. Wychodzi na to, że tu może lepiej zadziałać terapia, bo to praca z emocjami, przeżyciami. Osobiście chwalę sobie terapię, wiele rzeczy rozjaśniło mi się w głowie, co jest na plus. Nawet na duży plus. Wiele, jak i nie większość objawów zniknęło, albo znacznie zmalało, że praktycznie nie stanowią już problemu. Jednak nie wszystkie i nie zawsze, dlatego zdarza mi się jeszcze pytać "kiedy to się skończy?"
;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz