środa, 25 stycznia 2017

*37* Napad lęku w tłumie

Napad lęku w tłumie, takim prawdziwym tłumie, jak w centrum handlowym przed Gwiazdką, albo w takim mniejszym, na ulicy niezbyt zaludnionej, albo w kinie gdy siedzi się wśród widzów, albo w autobusie, może nawet w kościele. Wszędzie się może zdażyć i o każdej porze. Badziew jeden :/

Miałam tak. Zdarzało się właśnie w autobusie, no i parę razy w kinie, na wykładzie, do licha, nawet na działce mi się zdarzyło, no ale tam akurat było mało ludzi. Porażka - myślałam potem.
Jak łapał mnie taki lęk podczas gdy wokoło było mnóstwo ludzi, no taki typowy z kołataniem serca, płytkim oddechem, ciężarem na klatce piersiowej, uginającymi się nogami i mroczkami przed oczyma, to próbując się uspokoić (wdech-wydech), przechodziła mi przez głowę myśl (a właściwie spadała jak błyskawica) czy ludzie dookoła widzą, co się w tej chwili ze mną dzieje i czy ja się właśnie teraz jakoś dziwnie zachowuję, czy inaczej wyglądam. Tak bardzo się wtedy wstydziłam tych ataków paniki, tej całej nerwicy. Nie dość, że czułam się wtedy fatalnie, jakbym się miała zapaść w sobie, jakby cały świat zawirował i oddalał się, jednocześnie czułam się taka bezsilna, taka gorsza i nierozumiana. Oczywiście próbowałam się uspokajać, pomagały mi oddechy, powolne, liczenie w rytm oddechów  - raaz, dwaaa, trzyy.... potem skupianie uwagi na czymś. Wszystko jedno na czym, mogła być to wystawa sklepowa, dzieci jeżdżące na deskorolkach, ludzie spacerujący z psami, wszystko jedno mi było co miało odwrócić moją uwagę od aktualnego ataku, aby się TO wreszcie skończyło.

Najgorsze w takich sytuacjach były już nie same objawy (aczkolwiek bardzo fatalne, z milion razy myślałam już, że umrę, padnę trupem właśnie teraz i w tym miejscu - no oczywiście nigdy nie padłam ;)), ale fakt takiego wielkiego osamotnienia, co było dziwne, bo wokoło było pełno ludzi, a czułam się jakbym była sama, oddzielona od nich wszystkich taką gruba, przeźroczystą szybą, wytłumiającą dodatkowo wszystkie odgłosy. Ludzie gdzieś biegali, rozmawiali przez komórki, jedli, śmiali się, wszystko to przebiegało obok mnie, jakby na wyciągnięcie ręki, tuż zaraz, a jednocześnie tak daleko, jakby było wszystko nierealne niczym wytwór mojej wyobraźni. Jak sen, coś jest, niby jest, ale czy naprawdę jest? Czy tego nie ma a mi się wydaje, że jest, że to co mnie otacza istnieje naprawdę, a może tak naprawdę tego nie ma? Jestem tylko ja sama, jedna, zostawiona, bez pomocy, bez zrozumienia, gdzieś z boku, mimo, że w środku. To jest coś nie do opisania takie uczucie (teraz wiem, że była to klasyczna derealizacja). Nie wiem, wydaje mi się, że w takich stanach zaburzona zostaje chemia mózgu i wszystko tam w środku wariuje. A efekt jest jaki jest. Ogólnie nie polecam tego stanu, są przyjemniejsze rzeczy.

Ciekawe, ile osób przeżywa codziennie dookoła takie napady lęku, a ja przechodzę obok i nawet o tym nie wiem.



2 komentarze:

  1. Na pewnie jest ich wielu. Jestem w nich takze I ja... nie omijam sklepow, ale wielokrotnie zdarzylo mi sie sekundowe zaslabniecie. Wtedy musze sie motywowac I wmawiac, ze to tylko nerwica , ze to tylko lek, ze nic mi sie nie dzieje I zmienic szybko tor mysli. Pomaga. Ale czesto czuje sie samotna. Sama na polu walki z nerwica :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za zwłokę.
      Skąd ja to znam, ale z tym objawem akurat sobie poradziłam, ważne jest psychiczne nastawienie. :)
      Ale wiem, że to trudne.

      Usuń