- Choruję na cukrzycę.
- Mam nerwice. [tu bywa, że następuje niezręczna cisza]
Dlaczego do innych chorób, takich typowo "cielesnych" nie ma się oporów przyznać, a do chorób, czy zaburzeń psychicznych przyznać się już nie jest łatwo?
"Nienormaly jakiś, pewnie bierze
Tak to jest, łatwiej się przyznać do tego, że się choruje na cukrzycę, ba nawet że jest się nałogowym palaczem niż do tego, że się leczy u psychiatry. Ale i tak mam wrażenie, że teraz jest lepiej, niż na przykład kilkadziesiąt lat temu, gdzie osoba chodząca do psychiatry to był bankowo wariat, leczony elektrowstrząsami.
Tak słyszałam ( to znaczy o takim podejściu ludzi do pacjentów psychiatrycznych, a nie, że wszystkich leczyli prądem).
Trudno się przyznać, nawet najbliższym, ale przychodzi taki czas, kiedy ma się ochotę podzielić tym niusem z jakimś człowiekiem, bo ma się już dosyć siedzenia w tej skorupie.
I tu może być tak, że faktycznie ktoś wyśmieje, albo zacznie unikać, albo głupio skomentuje - co tak naprawdę jest całkiem dobrym testem na przyjaźń. Podobno nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, więc taki odsiew przyjaciół tak naprawdę może być pożyteczny, bo będą tacy, co zostaną, nie odwrócą się, a najlepsze jest to, że może się okazać, że cierpią dokładnie na to samo.
Więc robi się raźniej.
W kupie siła, jak mówią. :)
Nie ma się czego wstydzić, aczkolwiek nerwica bywa
(Oczywiście latami się tego wstydziłam, dopiero teraz jestem taka mądra ;) ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz