piątek, 16 grudnia 2016

*32* Pory roku a samopoczucie

Nie wiem jak u innych , ale u mnie zauważyłam pewną zależność. Zwykle moje dolegliwości nasilały się i nasilają ale już w mniejszym stopniu na wiosnę, a dokładnie w marcu, a drugi rzut przychodzi w grudniu. Czyli teraz. Teraz trochę mnie poniewiera, sądzę, że to wpływ krótkich dni i końca roku, coś na zasadzie kolejny rok za mną, co udało mi się do tej pory zrobić a czego nie, czym jestem rozczarowana - no i jeśli tych rozczarowań jest więcej niż pozytywów, samopoczucie siada i jest jak jest. W sumie, standard, już nie pierwszy raz.
Ale wkurzający jest ten ciągły nawrót, nawet, jak już nie jest tak duży jak dawniej.

Z drugiej strony najlepiej jest latem i jesienią. Tu też dużą rolę odgrywa długość dni, słońce, pogoda i to, że więcej się wychodzi, przebywa między ludźmi, w mieście, albo w lesie czy nad rzeką, co już tam kto lubi. Nerwica nie lubi aktywności fizycznej i nie lubi, aby o niej nie myśleć i się na niej nie koncentrować, wtedy nie ma pożywki i nie rośnie. Taka malutka się robi - hehe.

W zimę - w zimę to inaczej. Dłuższe wieczory, ma się czas na dłuższe rozmyślanie, zapętlenie myśli i jak tu się po takim czymś odstresować? Natomiast wiosną, jakkolwiek dni są wyraźnie coraz to dłuższe, ptaki śpiewają, trawa się zieleni, śnieg topnieje a samopoczucie mimo to siada. Zwykle, nawet jeszcze w czasach licealnych, wiosną kompletnie jechał mi nastrój w dół . Byłam okropnie płaczliwa, drażliwa i byle drobiazgi wyprowadzały mnie z równowagi. Biorąc na logikę, pewnie miało na to wpływ odżywianie, bo zimą brak świeżych owoców i warzyw, więc nasilenie nerwicy mogło być w tym wypadku następstwem niedoboru witamin.

Podobno B12 wpływa na układ nerwowy więc jej niedobór ogólnie nie jest za fajny. A B12 jest w białku zwierzęcym. Tylko, że najlepiej je spożywać z zieleniną, a zieleniny zimą mało i koło się zamyka. Oczywiście dieta jest dobra pod warunkiem, że nie ma się akurat nerwa plus niechęci do jedzenia i kompletnego braku apetytu. Wtedy kaplicos. No nie fajnie jest. Jakby ktoś miał jakiś patent, jak ten konkretny objaw zwalczyć to chętnie posłucham.
Tymczasem zima, trzeba się zakopać pod kołderkę, chociaż - phi jaka to ta zima bez śniegu ;)
I mrozu mało...

2 komentarze:

  1. Niby tak, ale mimo wszystko ciężko jest czasami sobie z nią samodzielnie poradzić. W takiej sytuacji ja po prostu udałam się do gabinetu psychologa https://psycholog-ms.pl/ po niezbędną pomoc, którą oczywiście otrzymałam.

    OdpowiedzUsuń