Zawsze chciałam być jak inni i wtopić się w tłum. Jak się inni tatuowali, kolczykowali, ubierali niekonwencjonalnie - ja czułam się taka inna i wyalienowana w środku, że marzyłam, aby być taką zwykłą, szarą uczennicą/studentką/kobietą jak miliony innych.
Taka dygresja.
Co do znajomych i przyjaciół, to po moim coming oucie reakcje były raczej na plus, nikt nie robił wielkich oczu, wręcz dopytywali się jak się czuję, okazywało się, że jeśli sami nie mieli takich problemów, to na nerwicę cierpi aktualnie ich brat, teściowa, mama albo siostra czy koleżanka z pracy.
Raz tylko spotkałam się z sytuacją, że koleżanka mnie wyśmiała - no i od tamtej pory, plus jeszcze parę sytuacji w międzyczasie, zdegradowała się z dobrej koleżanki do rangi
Na to czy się jest podatnym na nerwicę czy nie wpływu nie ma. Ale na dobór przyjaciół już się ma wpływ. Czasem fajnie jest więc oczyścić pole. Starczy, że się człowiek sam męczy z tym dziadostwem (znaczy z nerwicą), więc nie potrzebuje dodatkowo koło siebie osób, które nie tylko nie pomogą, ale jeszcze kłodę rzucą pod nogi.
Nie jestem kozą i skakać nie będę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz