niedziela, 30 października 2016

*26*Jak sobie poradziłam z derealizacją

Derealizacja, derealizacja... idziesz ulicą, albo siedzisz w kinie, albo w domu coś tam sobie robisz i czujesz się dziwnie. No nic Ci nie jest, nic nie boli, przeziębiony też nie jesteś ani niewyspany, a tu tak jakoś coś się dziwnie czujesz. Obecny - nieobecny. Jakby za szybą. Życie pędzi obok, autobusy jeżdżą, ludzie się spieszą, sąsiadka wyszła z psem, koleżanka właśnie pędzi z dziećmi z przedszkola, a sprzątaczki na osiedlu grabią liście - niby wszystko normalne, a czujesz się jakbyś był za jakąś szybą, był tylko obserwatorem życia a nie jego uczestnikiem. Świat zostaje gdzieś daleko, daleko.

Fatalny objaw. Myślisz, że może właśnie tracisz zmysły, albo i już je straciłeś, w końcu już który tydzień/miesiąc tak się czujesz, co jest dziwne. Nikt naokoło tego nie ma, więc czujesz się coraz bardziej wyobcowany, wyautowany z życia.
Czasami uczuciu derealizacji, może towarzyszyć uczucie uginania się nóg, robią się jak z waty, zawroty głowy i ogólnie uczucie, jakby się miało zemdleć. To taki mały bonusik ;)

Z derealizacją męczyłam się długo. Może nawet cały rok, prawie dzień w dzień, co dodatkowo napędzało mój lęk, a może to lęk napędzał derealizację, kto wie. Leki nie specjalnie pomagały. To znaczy pomagały na ogólną kondycję,  wyciszenie, ale nie na to.

Pomogły mi dwie rzeczy: pierwsza to to, że wyczytałam, że ta cała derealizacja to stan, jaki niektórzy osiągają w czasie medytacji, coś jak odcięcie się od świata, wejście na wyższy poziom duchowy (może się to jakoś fachowo nazywa, ale niezbyt się orientuję). Więc - pomyślałam sobie - więc jeśli ktoś się wprowadza w taki stan specjalnie, a ja to mam w pakiecie objawów nerwicy,  to musi to już być coś, jestem jakby wyróżniona ;) :) - tak sobie myślałam, ale tylko tak z przymrużeniem oka, trochę pomogło ale nie całkiem.

Druga rzecz to rozmowa z psychiatrą. Powiedziała mi, że to typowy objaw nerwicy, że przez to się nie zemdleje, ani nie zwariuje, nie dostanę schizofrenii albo czegoś innego. Ze to tylko takie uczucie, którego tak naprawdę nie ma. To mi się wydaje, że świat jest daleko a ja stoję gdzieś za szybą, ale to tylko mózg mi płata takie figle, a tak naprawdę nic się nie dzieje.
Wyjątkowo takie tłumaczenie trafiło do mnie. Pomyślałam przy okazji następnego ataku, że okej jest to jakieś uczucie, ale tak naprawdę to go nie ma, więc czemu mam zwracać uwagę na coś, czego nie ma. No i z czasem ataki stawały się coraz rzadsze aż ustąpiły.
Krótko to opisałam, męczyło mnie to długo, ale jak widać można to uspokoić.
Także głowa do góry.

Mam jednak trochę jeszcze starych objawów, których do końca nie mogę okiełznać i się ich pozbyć.
Wkurzam się na nie czasami.
To by było na tyle dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz